poniedziałek, 1 lutego 2010

Chrześcijaństwo nie jest etykietą, ale praktyką życia.



Z ks. Błażejem Idczakiem, uczestnikiem jubileuszowej 140 salezjańskiej wyprawy misyjnej, rozmawia ks. Jarosław Wąsowicz.






Błażej, jesteś pierwszym współbratem z naszej inspektorii, który wziął udział w „Projekcie Europa”. Przyznasz, że Twoja decyzja zostania misjonarzem, zaskoczyła wielu współbraci, z którymi od lat pracowałeś. Znamy się 17 lat i nigdy wcześniej o misjach nie wspominałeś. Na początku zadam Ci więc standardowe pytanie: jak to powołanie misyjne w Twoim przypadku się zrodziło?

Rzeczywiście, w seminarium, w czasie formacji początkowej, raczej nie myślałem o tym, żeby kiedyś wyjechać na misje. Moje powołanie misyjne zrodziło się w Albanii, gdzie w 2006 roku byłem z młodzieżą w ramach wolontariatu. Później, Pan Bóg dawał mi różne znaki, które ja zacząłem odczytywać w kluczu wezwania do tego rodzaju zaangażowania w posłannictwie Zgromadzenia. Ciężko mi było się jednak zdecydować, trochę mocowałem się z Panem Bogiem. Na początku listopada 2008 r. podjąłem ostatecznie decyzję, że chcę być misjonarzem. W grudniu rozmawiałem na ten temat z ks. Inspektorem, a w lutym podjąłem tą myśl podczas wizytacji, którą przeprowadzał w naszej wspólnocie w Szczecinie ks. Radca. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. W dniu 19 marca, w uroczystość św. Józefa napisałem podanie do ks. Generała i po kilkunastu zaledwie dniach otrzymałem odpowiedź. W kwietniu 2009 r. wiedziałem już, że zostanę skierowany do pracy w Austrii w ramach realizowanego w naszym Zgromadzeniu misyjnego „Projektu Europa”.

Twoja przygoda z misjami rozpoczęła się po tegorocznych wakacjach od uczestnictwa w kursie dla współbraci, którzy wyruszyć mieli już we wrześniu na wyprawę misyjną. Byłeś jedynym przedstawicielem naszej inspektorii w gronie salezjanów, którzy zgłosili się na misje w roku Jubileuszu 150 – lecia powstania naszego Zgromadzenia. Do tego nałożył się jubileusz związany z samą wyprawą, była to bowiem 140 salezjańska ekspedycja misyjna. Podziel się w kilku zdaniach swoimi wrażeniami z przygotowań i samej uroczystości wręczenia krzyży misyjnych.

Całe przygotowania zaczęły się w Rzymie w naszym Domu Generalnym, gdzie zjechaliśmy się 5 września w liczbie 30 osób. Tam spędziliśmy pierwsze dwa tygodnie. Był to czas poświęcony przede wszystkim refleksji nad powołaniem misyjnym, czym ono jest i jak jest wpisane w charyzmat naszego Zgromadzenia. Zapoznawaliśmy się więc z życiem misyjnym i problemami, jakie ta praca niesie ze sobą. Szczególnie zatrzymywano się nad problemem inkulturacji, przypominając nam, że działalność misyjna domaga się szacunku, dialogu, otwarcia na innych. Wspólnie zwiedzaliśmy rzymskie miejsca związane z ks. Bosko. Odprawialiśmy m.in. mszę św. w pokoju naszego Założyciela przy kościele Serca Jezusowego, gdzie spędził on jedne z ostatnich chwil swojego życia. Byliśmy także w katakumbach. Ostatni tydzień przygotowań odbył się już na Colle don Bosco. Pielgrzymowaliśmy do miejsc związanych z życiem ks. Bosko, zawierzaliśmy mu swoje powołane u stóp Jego grobu na Valdocco. W Bazylice Maryi Wspomożycielki w Turynie, z której Ks. Bosko w dniu 11 listopada 1875 r. wysłał pierwszą grupę misjonarzy do Patagonii, Przełożony Generalny, ks. Pascual Chávez Villanueva, wręczył nam krzyże misyjne. W czasie homili ks. Generał przypomniał wyjeżdżającym misjonarzom, m.in, że „chrześcijaństwo nie jest etykietą, ale praktyką życia”. To zdanie bardzo trafiło do mojego serca.

W kontekście obchodów 150. rocznicy założenia Zgromadzenia Salezjańskiego ta jubileuszowa salezjańska wyprawa misyjna nabiera szczególnego znaczenia, ponieważ od zakończenia ostatniej Kapituły Generalnej coraz głośniej mówi się o „Projekcie Europa”. Jesteśmy więc świadkami podjęcia przez nasze Zgromadzenie historycznego zadania reewangelizacji Europy. Ilu misjonarzy zostało skierowanych do pracy na Starym Kontynencie?

W „Projekcie Europa” spośród uczestników 140 wyprawy misyjnej uczestniczy 7 współbraci, oprócz mnie jest to pięciu Hindusów i jeden Włoch, który pojechał na Litwę. Pozostali współbracia rozjechali się po całym świecie. Drugi z Polaków, ks. Paweł Kociołek z inspektorii wrocławskiej, został posłany do Bangladeszu, gdzie będzie organizował nową placówkę salezjańską. Co do podjecia przez salezjanów wspominanego projektu misyjnego przeznaczonego dla Europy, to wydaje mi się, że rzeczywiście jest to historyczne wydarzenie. Dzisiaj odważnie mówi się w Kościele, że Europa, z której chrześcijaństwo promieniowało przez ostatanie XX wieków swojej historii na cały świat, sama stała się terenem misyjnym. Jeszcze nie tak dawno, przez usta wielu nie przechodziła nawet myśl, że kraje takie, jak Austra, Holandia, Belgia, Hiszpania, Francja i inne, które w przesłości były tradycyjnie katolickie, dziś tak naprawdę są terenem misyjnym. Być może nie chciano sie w ten sposób przyznać do popełnianych przez lata błędów, źle rozumianego otwarcia się na świat, który spowodował zlaicyzowanie społeczeństwa europejskiego i zepchnięcie wiary oraz religi na marginalne pozycje. Zgromadzenie Salezjańskie, ze swoją propozycją „Projektu Europa” wpisuje się w wielkie zapotrzebowanie Kościoła, na podjecie trudu głoszenia Ewangelii w krajach europejskich. Ojciec św. podczas swojej pielgrzymki do Polski, nawoływał przezcież bardzo wyraźnie katolików do wyruszenia wraz z nim na krucjatę XXI w., by świadectwem swojego życia głosić Chrystusa za zachodzie Europy.

Zgodnie z wczesniejszymi zapowiedziami trafiłeś do Austrii. Jakie sa Twoje pierwsze wrażenia z pobytu w tym kraju i zadania na najbliższy czas? 


Trafiłem do Wiednia do domu „Salesianum”, gdzie prowadzimy akademik dla ok. 300 studentów. Jest to najstarszy dom w Austrii. Jego pierwszym dyrektorem był Sługa Boży kard. August Hlond. Tym bardziej się cieszę, że właśnie tustawiam moje pierwsze kroki misjonarskie. W najbliższym czasie priorytetem dla mnie jest intensywna nauka języka. Moja wspólnota liczy 10 współbraci, w tym trzech obcokrajowców. Chodzę codziennie na kurs języka niemieckiego. Popołudniami przez dwa dni w tygodniu wraz ze studentami pracuję w oratorium. Jest to praca przede wszystkim z emigrantami, głównie z Bośni, Serbi i Turcji. To mi daje także okazję do szlifowania języka. Zostałem przez nich bardzo miło przyjęty, ze zrozumieniem, także oni sami starają się, abym wykorzystywał nasze wspólne spotkania na pogłębianie znajomości niemieckiego. Z biegiem czasu, w miarę postępów w języku, będzie mi przybywać obowiązków. W przysżłości chciałbym pracować na parafii.

Czy zdążyłeś się zorientować w kondycji Kościoła w Austrii?

Austria jest dzisiaj na pewno krajem misyjnym. Chodzi tu systematycznie do kościoła 3 % ludzi i są to przede wszystkim osoby starsze. W naszych oratoriach, jak już wspominałem, pojawiają się przede wszystkim emigranci. Wydaje się, że w przeszłości zafunkcjonowały tu wszystkie negatywne procesy, które spowodowały zlaicyzowanie społeczeństwa w całej Europie Zachodniej. Salezjanie mają więc w Austrii dużo do zrobienia. Trzeba dla Kościoła odzyskać ludzi, młodzież. Swoją postawą dać świadectwo, że chrześcijaństwo jest niezwykle atrakcyjną propozycją dla człowieka XXI w.

Błażej, z całego serca życzymy sukcesów w pracy ewangelizacyjnej, misyjnej i gorliwości w wypełnianiu zadań, jakie w tej nowej dla ciebie rzeczywistości postawi Ci nasze Zgromadzenie. Możesz być pewny, że ogarniamy Cię także naszą modlitwą.

Bardzo dziękuję!

„Kronika Inspektorialna”, nr 8 (2009)

5 komentarzy:

  1. odważnie :) owocnej pracy dla ks. Błażeja i wszystkich misjonarzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba dla Kościoła odzyskać młodzież - tak trzymać, Księże Błażeju.

    OdpowiedzUsuń
  3. Duch nie znosi próżni. Jeżeli misjonarze chrześcijańscy tej próżni nie wypełnią, zrobią to muzułmanie.
    Księże Błażeju, będę się modlić za Księdza.
    Niech Bóg rozpromieni oblicze nad Księdzem i obdarzy Księdza swoją łaską.

    OdpowiedzUsuń
  4. Seba Poznań/Piła3 lutego 2010 19:55

    Fajny wywiad bo i ks Błazej fajnie opowiada.Wiecej takich wspomnień naszych Salezjanskich kapłanów.

    OdpowiedzUsuń
  5. miałem okazję gościć księdza Błażeja w Poznaniu, kiedy wracał do Wiednia po świętach Bożego Narodzenia. Bardzo dużo opowiadał, również o przegięciach liturgicznych i duszpasterskich w Kościele austriackim, chwilami nie chciało mi się wierzyć w to co mówił, ale od razu pojawiła się we mnie ogromna wdzięczność Bogu za to, że stworzył mnie Polakiem i wcielił mnie do Kościoła polskiego, który na prawdę jest do dzisiaj przedmurzem chrześcijaństwa i bastionem czystej wiary. Chwała Panu!

    OdpowiedzUsuń