sobota, 9 marca 2013

Polityczne korzenie

Siła Żołnierzy Wyklętych w ostatnich tygodniach objawiła się z cała mocą. Obserwowałem informacje o organizowanych ku ich pamięci uroczystościach z dużym zainteresowaniem, ale nie ukrywam też i ze wzruszeniem. Biblijna maksyma, iż ostatni będą pierwszymi spełniła się co do joty. Skazani na zapomnienie i wykreśleni ze zbiorowej pamięci znów zaczęli świecić pełnym blaskiem, a ich oprawcy przez całe powojenne dziesięciolecia wynoszeni na piedestały zostali po imieniu nazywani zbrodniarzami. Mam nadzieję że wkrótce także trafią na śmietnik historii. 



Podsumowując tegoroczne obchody imponuje skala niezależnych inicjatyw podejmowanych społecznie dla upamiętnienia polskich bohaterów. Ich historia powoli wdziera się do świadomości społecznej, imponuje i wzrusza. Zupełnie odwrotnie ma się rzecz ze środowiskami sprawującymi władzę i mediami. Oni święta jakby nie zauważyli. Dla większości z nich żołnierze antykomunistycznego podziemia są dalej Wyklęci. Taki stan rzeczy potwierdza jedynie fakt, że ta władza wyrasta z obcych nam korzeni. O medialnych gwiazdach „dziennikarstwa” już nie wspomnę. Tak bardzo oburzają się na grzebanie w życiorysach ich przodków z prostej przyczyny: oni często mają krew Wyklętych na rękach, albo w prostej linii byli kontynuatorami służby w aparacie przemocy i ludowym wojsku ich katów i morderców. To dla tego ta mowa milczenia, przyzwolenie by lewackie bojówki po raz kolejny wychodziły na ulice przeciwko polskim patriotom, by sodomici bezkarnie bezcześcili pomniki takich bohaterów jak „Inka”. 

O korzeniach tej władzy świadczą jej inicjatywy. Oto pani prezydent Warszawy żąda od IPN sporych pieniędzy za niszczenie drzew na łączce na Powązkach, gdzie prowadzone są wykopaliska w celu odnalezienia doczesnych szczątków m.in. takich postaci jak gen. August Fieldorf „Nil” czy rotmistrz Witold Pilecki. Na jednym ze spotkań, w którym w tych dniach brałem udział, padło publicznie pytanie, jakich korzeni broni prezydent stolicy – drzew czy własnej formacji politycznej? Czekając na definitywną odpowiedź, zobaczymy jaka będzie reakcja władz na społeczny projekt zastąpienia monumentu „czterech śpiących” pomnikiem „Inki” Danuty Siedzikówny, sanitariuszki V Wileńskiej Brygady AK, która stała się ikoną pomordowanych po 1945 r. za walkę z sowieckim okupantem. 

ks. Jarosław Wąsowicz SDB
(Gazeta Polska Codzienna, 9 - 10 marca 2013 r.)
 

1 komentarz:

  1. Mieszkam obecnie w Edynburgu, w Szkocji, ale wiem że w ten dzień w Londynie pod pomnikiem ku czci pamięci żołnierzy Dywizjonu 303, były polskie flagi, transparenty, czerwone race, Hymn Państwowy, byli tam Polacy. Jeszcze trochę i może za rok będziemy obchodzić taki dzień w Edynburgu. Jest nas tutaj już 40 tysięcy. To chyba dobrze że przypominamy "angolom" ;) kto za nich walczył. Sam historia Dywizjonu 303 zaraz po działaniach nad kanałem La Manche i po wojnie nie napawa dumą, a wręcz budzi pewne oburzenie, że w taki sposób można potraktować bohaterów. Świetnie że taki Dzień jest i zaczyna się wpisywać na trwałe w myśl i działanie narodu. Media niech sobie milczą, ważne że naród nie milczy.
    Pozdrawiam z Edynburga
    Adam Perek

    OdpowiedzUsuń