sobota, 21 stycznia 2012

Legionowa tradycja.

W „ogórkowym” dla fanów piłki kopanej sezonie, oprócz ciągłego śledzenia informacji z przygotowań ukochanej drużyny do wiosennej odsłony sezonu ligowego, ostro w tych dniach kibicujemy naszym szczypiornistom. Trzeba przyznać, że podobnie jak ich koledzy od piłki nożnej, potrafią dostarczyć nam odpowiedniej dawki adrenaliny. We wszystkich meczach fazy wstępnej mistrzostw Europy piłkarzy ręcznych w Serbii obserwowaliśmy istną huśtawkę formy naszej narodowej reprezentacji.



Na piłkę ręczną patrzę z sentymentem. Jako małolat z powodzeniem uprawiałem tę dyscyplinę w sportowej szkole podstawowej na gdańskiej Zaspie. Wenta i Waszkiewicz zdobywali wtedy mistrzostwa dla naszego Wybrzeża. A i historię polska ręczna ma piękną. Nazywana jest nad Wisłą szczypiorniakiem, bo Polacy zaczęli uprawiać ten sport w Szczypiornie k. Kalisza, gdzie Niemcy zorganizowali obóz internowania dla oficerów I i III brygady Legionów Polskich. Zostali tam osadzeni po tzw. kryzysie przysięgowym, kiedy to legioniści na wezwanie Józefa Piłsudskiego odmówili powtórnej przysięgi na wierność cesarzowi Wilhelmowi II. W lagrze gra w ręczną zaczęła cieszyć się niesamowitym powodzeniem wśród osadzonych. Najprawdopodobniej nasi legioniści nauczyli się w nią grać od niemieckich wartowników, zaś we wspomnieniach za inicjatora tej rozrywki podaje się majora Grzmota-Skotnickiego. Gra rozpowszechniła się potem wśród żołnierzy Batalionu Pogranicznego, którzy w 1918 r. zdobyli koszary w Szczypiornie i tam stacjonowali. I właśnie rok odzyskania przez Polskę niepodległości uznaje się za datę narodzin piłki ręcznej w naszej ojczyźnie.

Piłka ręczna symbolem niepodległości? Czemu nie. Na parkiecie mamy chociaż szansę pokonać reprezentację Niemiec czy Rosji. Na walkę rządzących polityków o polską rację stanu jak na razie niema ani ani szans, ani perspektyw.

ks. Jarosław Wąsowicz SDB
("Gazeta Polska Codziennie", 21 - 22 stycznia 2012 r.)

1 komentarz:

  1. Super Księże Jarosławie!
    Może się jeszcze uda zamienić 14 lutego z głupawego świętowania walentynkowego na obchodzenie uroczystości związanych z rocznicą rozpoczęcia wojny polsko-bolszewickiej (w tym roku 93 rocznica). A to niebagatelna wojna, która uratowała Europę zachodnią przed bolszewizmem.
    Ciekawe gdzie by teraz była Francja czy Niemcy gdyby nie krew przelana przez NASZYCH DZIELNYCH DZIADKÓW.
    Będąc w Krakowie (Cmentarz Rakowicki) każdy Polak, który ma kompleksy w stosunku do tzw. Europejczyków powinien pokłonić się tym, którzy 1919 - 1920 przelali krew w tej strasznej wojnie. Mieli 17, 18, 19 czy 20 lat, nawet nie zaczęli tak naprawdę żyć.
    Kiedy tam jestem zawsze przychodzi mi myśl "Kto komu powinien się kłaniać, my Francuzom czy Niemcom, czy oni powinni przed nami nisko schylać głowy".

    OdpowiedzUsuń