sobota, 9 listopada 2013

Święto Niepodległości

Zbliżamy się wielkimi krokami do narodowego Święta Niepodległości. Widać to wyraźnie w mediach, które uskuteczniają, jak co roku zresztą, nagonkę na marsz w Warszawie. Tak się składa, że pracuję akurat nad tekstem naukowym dotyczącym manifestacji młodzieżowych, jakie odbywały się w 1989 r. już po okrągłym stole i kontraktowym plebiscycie. Największe odbyły się przy okazji 11 listopada, kiedy na niepodległościowe demonstracje organizowane głównie przez radykalne formacje spod znaku „Solidarności Walczącej”, Federacji Młodzieży Walczącej, Konfederacji Polski Niepodległej czy Polskiej Partii Niepodległościowej, ruszyła milicja, ale już nie z rozkazu komunistów, ale rządu Mazowieckiego. Artykuły z prasy tamtego okresu można, by żywcem przedrukować do współczesnego mainstreamu. Argumentacja oburzonych na obóz niepodległościowy zupełnie ta sama.



Najczęściej słychać krzyki, że Święto Niepodległości dzieli naród. Nieprawda. To nie święto dzieli naród, ale rozumienie idei niepodległości, tego co wydarzyło się w naszej historii, spór o narodowe tradycje, o wielowiekowe chrześcijańskie korzenie Polski, które dla wielu pokoleń były i są nadal fundamentalne. Trudno iść w jednym szeregu z ideowymi spadkobiercami Komunistycznej Partii Polski, którym marzył się internacjonalistyczny raj proletariatu pod czerwonymi sztandarami. Zawsze zdradzali ojczyznę na rzecz tej utopijnej idei. Ideowi spadkobiercy PZPR, którzy ciągle uważają, że zagrabiona przez komunistów Polska po 1945 r. była krajem wolnym i suwerennym, powinni też darować sobie świętowanie 11 listopada, i wrócić do tradycji 22 lipca. To dobry termin na grilla. Polski niepodległościowiec nie stanie razem na manifestacji obok tych, którzy uważają, że odzyskaliśmy wolność w 1989 r., kiedy dokonało się uwłaszczenie komuny i zapewniono bezkarność partyjnej wieruszce z krwią polskich patriotów na rękach i przyklaskują władzy, kiedy pozwala na sprowadzenie do Warszawy hordy lewackiej hołoty, która z bejsbolami atakuje tych, którzy z narodową flagą udawali się dwa lata temu na manifestacje. To są rzeczywiste granice podziałów. Próby jednoczenia nas na siłę w cieniu czekoladowego orła są z góry skazane na porażkę.

Dlatego jest tyle marszy w stolicy jednego dnia, różne imprezy organizowane są także w wielu innych miastach Polski. Ja wybieram te, które organizowane są przez narodowo- niepodległościowe środowiska. Bo w historii i teraźniejszości okazywały się zawsze wiarygodne. To kolejne pokolenie w sztafecie spadkobierców polskich patriotów, dla których ojczyzna to nie nienormalność, ale program życia. Wiem, że tam będą także kibice i bardzo się z tego cieszę.

ks. Jarosław Wąsowicz SDB
(Gazeta Polska Codziennie, 9 - 10 listopada 2013 r.)
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz