sobota, 25 lutego 2012

Wiatr od morza.

W Gdańsku reżyser Jerzy Zalewski rozpoczął pokazy filmu „Historia Roja”. Dodajmy, że z pełnym sukcesem. Na pokazach zorganizowanych przez kibiców gdańskiej Lechii widzowie dwukrotnie wypełnili salę „Akwenu”. Po projekcji miała miejsce twórcza dyskusja przeplatana występami Tadeusza Sikory, który śpiewał, że za dużo u nas czerwonego.




Film może wzruszyć, zwłaszcza tych, którzy noszą w sercu ideały wolnej Polski, podtrzymywane po wojnie przez żołnierzy partyzantki antykomunistycznej, którzy w ramach Narodowego Zjednoczenia Wojskowego walczyli do lat 50 – tych z sowiecką okupacją. Zekranizowana historia Mieczysława Dziemaszkiewicza ps. „Rój”, który oddał życie za ojczyznę w 1951 r., jest hołdem złożonym tym odważnym ludziom. Mnie łezka zakręciła się w oku w dwóch momentach. Pierwszy raz gdy młodzi żołnierze składali na ręce „Roja” przysięgę: „Walkę o Wielką Polskę uważam za największy mój obowiązek. Wstępując w szeregi NZW, mam szczerą i nieprzymuszoną wolę. Wpierw zginę, aniżeli zdradzę. Przysięgam Panu Bogu Wszechmogące mu w Trójcy Świętej Jedynemu, że wiernie będę walczył o niepodległość Polski. Rozkazu Wodza Naczelnego oraz wszystkich innych przełożonych będę słuchał i posłusznie wykonywał. Tak mi dopomóż Bóg i Ty Królowo Korony Polskiej...”. Żołnierze Polski niepodległej byli wierni tym słowom do końca swoich dni, ci, którzy przeżyli komunistyczny terror, są jej wierni do dziś. To piękne, że tylu młodych ludzi ze środowiska kibicowskiego stawia ich dzisiaj sobie za wzór.

I wreszcie ostatnia scena filmu, kiedy matka „Roja” ma zidentyfikować jego ciało. Z jej twarzy płynie niesamowita siła i poczucie godności. Rzuca więc ubekom, sowieckim sługusom w polskich mundurach: „To nie jest mój syn, wy go nigdy nie dostaniecie”. To jest dla nas testament. Nie możemy pozwolić, żeby dopadli „Roja” i zniszczyli pamięć o nim.

Ratujmy zatem film o żołnierzach narodowego podziemia, którego nie chcą na ekranach kin i telewizorów współcześni decydenci. Organizujmy jak najwięcej pokazów i spotkać z Jerzym Zalewskim. Wiatr od morza powiał kolejny raz i kibice w wielu miastach Polski już się zorganizowali, na film zapraszają też kluby „Gazety Polskiej”. W tą inicjatywę musimy włączyć się wszyscy.

ks. Jarosław Wąsowicz SDB
(„Gazeta Polska Codziennie, 25-26 lutego 2012 r.”)

1 komentarz:

  1. No to pięknie ks. Jarku, że kibice zaczynają oglądać ten WSPANIAŁY film.
    Mnie było dane oglądnąć go 9 listopada 2011r. Do tej pory wiele scen zostało mi w sercu.
    Skoro komunistom się nie udało zniszczyć pamięci o żołnierzach wyklętych do tej pory, to znaczy, że będzie ona trwała nadal, a nowe pokolenie jak widać przejmują pałeczkę i to cieszy :)

    OdpowiedzUsuń