środa, 24 sierpnia 2011

Z Suwałk do Ostrej Bramy

Pielgrzymowanie jest czasem specyficznych rekolekcji. Nie odbywają się one w kościele, szkole czy specjalnie do tego powołanym ośrodku duchowości, ale w drodze. Pośród trudu pokonywania kolejnych kilometrów w skwarze słońca, ulewnym deszczu, z odciskami na zmęczonych nogach. Ale jak na ironię, te wszystkie przeciwności wcale nie odstraszają kolejnych chętnych chcących je przeżyć.

W Polsce pielgrzymowanie do sanktuariów maryjnych jest bardzo popularne wśród młodzieży. Wszelkie statystyki pokazują, że młodzi stanowią ok. 70 % wszystkich uczestników. Najbardziej popularne są letnie pielgrzymki na Jasną Górę. Wyruszają prawie z każdej diecezji, a niektóre mają nawet kilku wiekową tradycję. Od 21 lat pątnicy z Polski mają także możliwość wędrowania do Matki Bożej Miłosierdzia w wileńskiej Ostrej Bramie. W tym roku odbywała się ona pod hasłem: „Żyć w komunii z Bogiem”



Odnaleźć na szlaku Chrystusa

Jak mocnym doświadczeniem religijnym jest piesza pielgrzymka wiedzą dobrze ci, którzy chociaż raz się na nią wybrali. Pozostali są w zasadzie skazani na nieudolne próby zrelacjonowania piórem tego, co dokonuje się w sercach pielgrzymów. A zawsze dzieje się wiele. Kto chciał, mógł na pewno podczas wędrowania do Ostrej Bramy na nowo odnaleźć Chrystusa. A Bóg dawał się poznać niezwykle obficie: w codziennej eucharystii, w modlitwie, w dobrych ludziach spotkanych na trasie i w miejscach noclegowych, w braterskiej atmosferze wśród uczestników, w wygłoszonych konferencjach, w sakramencie pojednania, w pięknie przyrody ziemi wileńskiej. Wydaje się, że większość dobrze wykorzystała ten czas łaski dany przez Boga.

Uczestnicy pielgrzymki

W każdej pielgrzymkowej grupie (a jest ich osiem) spotkamy pątników dosłownie ze wszystkich stron Polski. Maryja z Ostrej Bramy gromadzi swoje dzieci, tak jak śpiewamy w pieśni: „od Bałtyku po gór szczyty”. Fakt ten wprowadza w pielgrzymkową wspólnotę piękny koloryt barwnych postaci, ludzi w różnym wieku, „oryginałów”. Ciekawe stają się rozmowy na szlaku: a jak tam u was jest…. Zawiązują się przyjaźnie ludzi z różnych zakątków świata. Bo w pielgrzymce uczestniczą także od lat Ukraińcy, Litwini, Niemcy, Słowacy, czasem Włosi, Anglicy czy Amerykanie.

Chociaż pielgrzymkę organizują salezjanie, swoje grupy mają tu także księża diecezjalni i pallotyni. W tym roku po raz drugi grupę czerwoną prowadzili franciszkanie. Ma ona na tej pielgrzymce swoja legendę. Przez 18 lat bez przerwy animował ją ks. Stanisław Szulc z Wyszkowa. Przez lata pątnicy pod jego duchowym przewodnictwem modlili się o beatyfikację ks. Jerzego Popiełuszki, kard. Stefana Wyszyńskiego, kard. Augusta Hlonda. Organizowali patriotyczne modlitwy na pielgrzymkowym szlaku. Dzisiaj grupa ma już trochę inny charakter, ale pielęgnowanie patriotycznych wartości na wileńskiej pielgrzymce przetrwało.

Chwała Bohaterom – przystanek Koniuchy

Na pielgrzymkowym szlaku znajduje się jedno miejsce, w którym pątnicy w sposób szczególny oddają cześć polskim bohaterom kresowych stanic. W drodze do Solecznik pielgrzymka zatrzymuje się we wsi Koniuchy, która leży na skraju Puszczy Rudnickiej. Na jej mieszkańcach sowiecka partyzantka w nocy z 28 na 29 stycznia 1944 r. dokonała zbrodni ludobójstwa. Otoczono wieś i ok. godz. 5 rano partyzanci przystąpili do ataku. Trwał on do dwóch godzin. W wiosce rozgrały się dantejskie sceny. Napastnicy podpalali pochodniami słomiane dachy domów, zaś do wybudzonych, uciekających mieszkańców strzelano na oślep. Jak ustaliło śledztwo IPN-u, w wyniku akcji sowietów zginęło co najmniej 38 osób, kilkanaście zostało rannych. Część ofiar spłonęła w swych domach, część zginęła od strzału z broni palnej. Wśród ofiar byli mężczyźni, kobiety i małe dzieci. Spalono większość zabudowań, ocalało tylko kilka domów. Atak na Koniuchy przeprowadziła 120-150 osobowa grupa partyzantów sowieckich pochodzących z różnych oddziałów stacjonujących w Puszczy Rudnickiej, takich jak: „Śmierć Okupantowi”, „Śmierć faszyzmowi”, „Piorun”, „Margirio”, oddział im. Adama Mickiewicza. Były one wielonarodowościowe. Należeli do nich m. in. partyzanci żydowscy, uciekinierzy z gett w Kownie i Wilnie.

Przez lata było to miejsce zapomniane. Dziś w Koniuchach stoi monumentalny krzyż z nazwiskami wszystkich ofiar. Pielgrzymi modlę się tu za Ojczyznę i wszystkich naszych rodaków rozsianych po Kresach. Wciąż o nich i ich problemach za mało pamiętamy.

Spotkania z rodakami

Na Wileńszczyźnie w każdej małej miejscowości, największy „twardziel” nie powstrzyma się, od chociaż jednej łezki w oku. Dla Polaków tam mieszkających pielgrzymka jest wielkim wydarzeniem. Niekiedy myślą o niej cały rok. I to nie dlatego, aby móc na chwilę spotkać się z pątnikami z Polski i porozmawiać. Chcą pokazać jak wygląda stara polska gościnność. Oddają wszystko, co mają. Są wioski, w których sołtys każdego miesiąca zbiera pieniądze na przyjęcie gości z Polski.

W każdej wiosce i miasteczku pielgrzymi natrafiają na „powitalne komitety”. Dzieci i młodzież mówią specjalnie przygotowane na tę okazję wierszyki, deklamują wiersze narodowych wieszczów. Śpiewają „Polskie kwiaty” i hymn Polaków na Litwie: „Ukochana moja ziemio – Wileńszczyzny drogi kraj”. Albo ichnim akcentem: „My Polacy z Wileńszczyzny, nas nie mało tutaj jest. Nie jesteśmy na obczyźnie, tu Ojczyzna nasza jest”. Obowiązkowo, każdy komitet powitalny, wita pielgrzymów chlebem i solą, a ksiądz proboszcz obficie kropi wodą święconą. Pielgrzymi wędrują po kwiatowych dywanach, które ciągną się niekiedy przez kilkaset metrów. Na mijanych domach spotkać można polskie flagi i portrety marszałka Piłsudskiego. Dzieci wyciągają rączki po cukierki, a starsi stoją często przy drogach ze łzami w oczach przesuwając paciorki różańca. Proszą, aby ich modlitwę także zanieść do Ostrobramskiej. Mówią o niej „Nasza Pani Wileńska”.

Na postojach chcieliby rozmawiać godzinami. Opowiadają o sobie, o swoich problemach, ale się nie skarżą i nie narzekają. Jeśli ktoś z pielgrzymów chciałby im pomóc, musi zrobić to bardzo dyskretnie. Bo ci ludzie są bardzo honorowi, łatwo można ich zranić.

Żeby godnie przyjąć pielgrzymów na noclegi, bywa i tak, że sami wyprowadzają się do letnich altanek. Każdy nocleg u Polaków jest podobny. Starsi wspominają jak było tu „za Polski”. Opowiadają, kto z ich bliskich po wojnie wyjechał. Wymieniają miejscowości w Polsce, gdzie mieszkają ich krewni. Po obfitej zazwyczaj kolacji, wyciągają albumy ze zdjęciami opowiadając przy tym całe rodzinne historie. Każdy ranek po noclegu u Polaków jest też podobny. Pielgrzymi tak naprawdę budzą się na którymś z kolei postoju.

Miejscowa prasa polska poświęca pielgrzymce miejsce na swojej pierwszej stronie. Dla polskich dziennikarzy to jest także ważne wydarzenie. Dokładnie opisana jest codzienna trasa, zamieszczane są wypowiedzi pielgrzymów. Kiedyś czytając te relacje śmialiśmy się, że relacjonują pielgrzymkę, jak „Wyścig Pokoju”.

Wspomożycielka Wiernych

Pątnicy także pragną zostawić rodakom cząstkę siebie, Polski. Od czterech lat z inicjatywy salezjanina br. Grzegorza Nowaka, salezjańska grupa żółta przy wsparciu pallotyńskiej niebieskiej, zostawia mieszkańcom Wileńszczyzny figurki NMP Wspomożycielki Wiernych, a oni budują jej piękne kapliczki. Gotowe stoją już w kilku miejscowościach – w Kjuciach, Dowgidańcach, Koleśnikach, w kaplicy w Mościszkach. Przez cały rok Polacy spotykają się przy nich na modlitwie czy to różańcowej, czy nabożeństwie majowym. A pątnicy starają się pamiętać o spotkanych rodakach na modlitwie w swoich domach. Tak ta piękna nić wzajemnego wsparcia wciąż się rozwija.

„Gazu, gazu do obrazu”

Do Ostrej Bramy pielgrzymka dociera 24 lipca. Grupa żółta odpaliła w tym roku przy wejściu na wileńską starówkę 21 rac, tyle ile było dotychczas pielgrzymek z Suwałk. Pątnicy kładą się krzyżem na wąskiej uliczce wiodącej do Tej co w Ostrej świeci Bramie. Płynie wtedy wiele łez. Oddają Panu Bogu wszystkie intencje, z którymi wędrowali kilka dni. Swoje i tych, którzy prosili o modlitwę. Na pielgrzymkowym szlaku często podaje się je w czasie wspólnotowej modlitwy różańcowej. Najwięcej jest próśb o zdrowie, nawrócenie członków rodziny, znajomych, o wyleczenie z nałogów, o miłość w rodzinach, znalezienie dobrych mężów i żon, o dar Bożego Miłosierdzia. Dobrze, że przyszli z tymi intencjami właśnie do Wilna. Bo tu Panu Bogu spodobało się w sposób szczególny objawić tajemnicę swojego Miłosierdzia. Bo przecież Pani Ostrobramska, to Matka Miłosierdzia. A kilka ulic dalej, jest kościół św. Ducha, i mały kościółek z obrazem „Jezu Ufam Tobie”. Właśnie w Wilnie Pan Jezus kazał namalować go św. s. Faustynie.



Powrót do domu

Po dwóch dniach pobytu w Wilnie pielgrzymi wracają do domu. W stronę granicy mknie kilkadziesiąt wynajętych autobusów. Powoli zaczynają się już wspomnienia z pielgrzymki. I smutek, że na następną trzeba czekać cały rok…

Tak naprawdę pielgrzymka rozpocznie się jednak po powrocie do domów, kiedy wszystkim przyjdzie się na nowo zmierzyć z życiem. Wtedy trudniej będzie rozpoznać Chrystusa i żyć z nim w komunii, bo już nie będzie tylu życzliwych ludzi, przyjaznej atmosfery, tyle czasu na refleksje i modlitwę. Świat nachalnie proponował będzie inne wartości niż te oparte na Chrystusowej Ewangelii. Wtedy okaże się jakie są owoce pielgrzymowania do Matki Miłosierdzia z Ostrej Bramy.

ks. Jarosław Wąsowicz SDB
„Gazeta Polska”, 24 sierpnia 2011.

7 komentarzy:

  1. Ważny tekst. Nikt nie ująłby tego lepiej. Gratuluje i pozdrawiam.

    Mariusz A. Roman

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie tak!!!

    Moje czterokrotne pilegrzymowanie do Matki Bożej Ostrobramskiej dało cudowne owoce. Bardzo odmieniło moje życie. Zachowanie księży, zachowanie pielgrzymów zmusiło mnie do usilnego proszenia Pana Boga o odpowiedź na wiele trudnych pytań. Na wiele z nich Bóg był łaskaw już udzielić mi odpowiedzi. Intencje, które podjęłam na tych pielgrzymkach związały mnie silnie z Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach. Widząc to wszystko co działo się na tych pielgrzymkach moja modlitwa powoli zaczęła się zmieniać. Obecnie modlę się w pierwszej kolejności dla wszystkich o łaski potrzebne do naszego zbawienia. O rozpoznawanie przez wszystkich woli Bożej i godzenie się z nią, o odróżnianie jej od podszeptów szatańskich, które tak wyraźnie zaczęłam dostrzegać podczas ubiegłoroczenego pielgrzymowania.
    Jest ksiądz, który nazywa to urojeniami.
    Ja czuję w tym ogromną miłość Boga do nas wszystkich.
    Tym wątpiącym polecam niesamowity film "Wielka cisza" gdzie jeden z zakonników pięknie dziękuje Bogu za to, że uczynił go ślepcem. Tak bezgranicznie ufa Panu Bogu, że jest pewny, że Bóg uczynił to dla jego dobra. Św. Jakub Apostoł uściskał i ucałował swojego kata. Kat się po tym fakcie nawraca.
    Pan Bóg tak niesamowice kieruje naszymi losami, że nawet z największego zła wydobywa dobro. Tylko dużo się modląc jesteśmy w stanie to zobaczyć.
    Bł. Jan Paweł II pięknie uczył nas wytrwałości w modlitwie za innych i za siebie.
    Wzorujmy się na naszym Największym Rodaku, Najwspanialszym Pielgrzymie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,

    Pięknie napisany artykuł, naprawdę warty przeczytania i zadumania się nad swoim życiem doczesnym, które jest jedną wielką Pielgrzymką do upragnionego celu...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tadeusz Cz.
    Dziękuję za piękne wspomnienia. Dane mi było pielgrzymować 5 razy do „Pani co świeci w Ostrej Bramie”, zawsze w grupie żółtej. Za każdym razem jak przechodzimy ostatnie 5 etapów przed Wilnem, na mojej ukochanej Wileńszczyźnie, przeżywam wielkie chwile wzruszenia. Wspaniali ludzie. Nigdy nikomu w życiu nie pozwolę, aby ktokolwiek źle mówił o Polakach z Wileńszczyzny. I tak naprawdę od mojej pierwszej - jubileuszowej X pielgrzymki w 2000 roku zaczęła się moja osobista przemiana - nie tylko ja, ale i żona to potwierdza - na lepsze...

    OdpowiedzUsuń
  6. Tadeusz!
    Miło czytać Twoje świadectwo.
    Ja bardzo Ci dziękuję za informacje o szkaplerzu, a dokładnie o medaliku. Wprawdzie to dopiero miesiąc, ale jest tak jak mówiłeś, w moim życiu zaczęło wiele się zmieniać.
    W ten sposób zostaniesz w moim sercu do końca życia.
    Jeszcze raz Wielkie Bóg zapłać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkaplerz w formie medalika również przyjąłem w 2000 roku o od tamtej pory tylko raz przez parę godzin nie miałem go na piersi - jak zgubiłem.

    OdpowiedzUsuń