Rok temu z Anią i Andrzejem Kołakowskimi oraz Andrzejem Duffekiem braliśmy udział w marszu we Wrocławiu, które odbyło się pod hasłem „Wszystkich nas nie zamkniecie”. Chcieliśmy w ten sposób wyrazić naszą solidarność dla skazanych kibiców „Śląska”, którzy przerwali wcześniej wykład stalinowskiego aparatczyka Zygmunta Baumana. Nasza obecność była nie tylko wyrazem wdzięczności za to, że fani wrocławskiej drużyny zachowali się jak trzeba, ale także zwykłej ludzkiej przyzwoitości, która wyraża się w braku zgody na kneblowanie przez władzę ust myślącym inaczej. W stolicy Dolnego Śląska zostaliśmy bardzo miło podjęci przez naszych przyjaciół, a przez nieprzyjaciół w niebieskich mundurkach spisani. Ani przez moment groziło nawet wylądowanie na komisariacie.
Wspominam tamte wydarzenia nie przypadkowo. W Gdańsku trwa właśnie zmasowana nagonka władz miasta, lokalnej „Gazety Wyborczej”, wszystkich odmian lewactwa na rodzinę Kołakowskich, która jak mało kto w ostatnich latach postawiła wszystko na jednej szali, aby zawalczyć o odzyskanie Ojczyzny. Dziesiątki akcji protestacyjnych przeciwko zakłamywaniu historii, nadużywaniu władzy, działalność w Krucjacie Różańcowej za Ojczyznę, działalność w Światowym Związku Żołnierzy Narodowych Siła Zbrojnych, udział w pracach przy wydobyciu z nieznanych dotąd nam grobów „Inki” i „Zagończyka”, walka o pamięć i szacunek dla Żołnierzy Wyklętych, działalność publicystyczna Ani i koncerty Andrzeja, którego nazywa się nie przypadkowo „bardem wolnej Polski” – to tylko najważniejsze, ale nie wszystkie jeszcze przestrzenie społecznego zaangażowania tych dzielnych ludzi. W tym miejscu warto przywołać jeszcze ich piękne dzieci: Marysię – siedemnastoletnia uczennicę skazaną za protesty przeciwko „Golgocie Piknik”, Janka – który próbuje swoich sił w dziennikarstwie i Stacha. Aktywni młodzi ludzie, których Ania i Andrzej wychowali na porządnych patriotów.
Tego im obecna międzynarodówka obywatelska nie zapomni nigdy. Po Marysi przyszedł czas na Anię, którą chcą usunąć ze stanowiska nauczyciela historii. A razem z nią dyrektorkę Szkoły Podstawowej nr 65 w Gdańsku Jolantę Kwiatkowską – Reichel, która nie uległa naciskom władz Gdańska, aby zwolnić Kołakowską z pracy lub oddać jej sprawę do Komisji Dyscyplinarnej przy Kuratorium Oświaty w Gdańsku. Za co? A za to, że rodzina Kołakowskich siadając na ulicy zablokowała marsz sodomitów, a nieco wcześniej Ania sprzeciwiła się ostro na obradach Rady Miasta, kiedy chciano jednej z placówek oświatowych nadać imię Tadeusza Mazowieckiego. Pani dyrektor to kolejna dzielna wychowawczyni, która odkąd pamiętam zawsze z młodzieżą pojawiała się na uroczystościach patriotycznych w Gdańsku – czy to przy Pomniku Polskiego Państwa Podziemnego, przy bramie Stoczni Gdańskiej, na promocjach ciekawych książek czy spotkaniach z kombatantami. Zawsze z wychowankami, nigdy sama. Aż się serce cieszyło, że są jeszcze tacy nauczyciele. Dziś dyskryminowani przez władze Gdańska i PO. W obronie tych dzielnych siłaczy stają wszyscy porządni ludzie. Murem stanęło za obiema paniami także Stowarzyszenie Kibiców Lechii Gdańsk „Lwy Północy”, z którymi nauczycielki od lat współpracowały. Prędzej czy później zwyciężymy. A twarze dzisiejszych agresorów warto zapamiętać.
ks. Jarosław Wąsowicz SDB
(Gazeta Polska Codziennie, 20 - 21 czerwca 2015 r.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz